Głos społeczności #oddech

Miniaturka posta Głos społeczności #oddech

Czy oddech od koncertów dobrze nam zrobił? Czym jest oddech w muzyce? Czy czasem zapominamy oddychać? Przy czym łapiemy oddech?

Z tymi pytaniami zmierzyli się nasi rozmówcy: Agnieszka Mendel i Maciek Hanusek z zespołu Tara Gayan oraz Tomek Dżaman.

Czym dla ciebie jest oddech?

Maciek Hanusek: Dla mnie to jest pomost, coś, co sprawia, że jestem połączony ze światem. Organicznie to odruch bezwarunkowy, reakcja, która sprawia, że coś absorbuję, wchłaniam świat. Nie da się tego zatrzymać i to sprawia, że jesteśmy połączeni ze światem. Taki łącznik, niewidzialna żyłka.

Agnieszka Mendel: O, to ciekawe z tym łącznikiem! Ostatnio mocno odczułam, że tym co łączy naszą duszę z ciałem jest oddech. W rozumieniu cielesnym, tu na ziemi, żyjemy tak długo jak oddychamy. To jest taka srebrzysta nić, która jest nieuchwytnym łącznikiem pomiędzy ciałem, które po nas pozostanie, kiedy stąd odejdziemy, a tym, czym być może jesteśmy i czym będziemy kiedy zaczniemy wędrować dalej.

Tomasz Dżaman: Oddech jest przestrzenią i wolnością. Jeśli jest przestrzeń, to oddycha się swobodnie. Każdy oddech to taka filtracja rzeczywistości. Wdychamy tlen, wydychamy dwutlenek węgla i tak samo wdychamy czyjąś twórczość, a wydychamy swoją mieszankę otrzymanych bodźców w postaci swojej sztuki.

Jeśli oddech łączy człowieka ze światem i duszę z ciałem, to czym jest oddech w muzyce?

T.D: To taka rytmiczna fala, sinusoida wdechu i wydechu. W mojej muzyce, poprzez używanie loopów, powtarzalność jest bardzo znacząca, kolejne warstwy buduję na tej sinusoidzie, dzięki temu wszystko się spaja. Lubię śpiewać oddechem, dodawać go dużo do barwy głosu. Kiedy śpiewam, skupiam się na oddechu, myślę, ile go potrzebuję, aby zaśpiewać daną frazę. Moja nauczycielka śpiewu poleciła mi zaznaczać w utworze oddech na samym początku, kiedy zaczynam nad nim pracę.

M.H: Dobre pytanie. Pracuję teraz na miksem i chyba czas zastanowić się czy mój utwór ma w sobie wystarczająco dużo oddechu… Jeśli rozumieć oddech jako przerwę czy pauzę, to jest tym, co pozwala zrównoważyć napięcie. Przestrzeń pomiędzy dźwiękami to miejsce, w którym tak naprawdę jest muzyka. Przecież utwór Johna Cage’a 4:33 jest zagrany na samym „oddechu”. To jedna, długa pauza. I to jest świetne! W muzyce jest to więc umiejętność tworzenia niedopowiedzianej i nieumeblowanej przestrzeni dla wyobraźni słuchacza.

A.M: W hinduizmie oddech, oprócz wielu innych znaczeń, oznacza również miarę czasu. Spędziłam sporą część swojego życia w teatrze Gardzienice, gdzie pracowaliśmy dużo z muzyką i przez wiele lat zajmowaliśmy się badaniem muzyki antycznej Grecji. Szukaliśmy klucza między innymi poprzez analizę sąsiedzkich rytmów bałkańskich, zarówno starożytnych jak i współczesnych. Doszliśmy do tego, że bardzo istotną rolę w muzyczności pełni oddech dźwięczny. To takie połączenie wokalizy i instrumentacji. Oddech więc kojarzy mi się z najgłębszą formą muzyki.

Czy wykorzystujecie oddech jako rodzaj dźwięku w swoich nagraniach?

A.M: Tu możemy mówić jednym głosem jako Tara Gayan. Jeszcze tego oficjalnie nie robiliśmy, ale jest to zbyt szerokie pole do eksploracji, żeby tam nie zajrzeć i z tego nie skorzystać. Być może będą to dźwięki nieco elektronicznie przetworzone, pocięte, samplowane, ale myślę, że to świetny punkt „wejścia” do zbudowania emocjonalnej warstwy utworu.

M.H: Jeszcze tego nie próbowałem w naszych utworach, ale od pewnego czasu chodziło mi po głowie zrobienie takiej polirytmii oddechowej, gdzie wdechy i wydechy idą równolegle do warstwy muzycznej lub nawet tworzą rytmizację. Oddech dodaje wspaniałego życia i energii utworowi. Ciekawe też by było nagrać oddechy instrumentalistów podczas koncertów, bardzo mnie interesuje czy rytm ich oddechów zgrałby się z rytmem utworu…

T.D: Planuję wydanie jednego utworu, gdzie oddech będzie bardzo mocno słyszalny. Dźwięki wdychania i wydychania są różne, a jednak połączone ze sobą i naturalne. Podczas miksu często wycina się oddechy, co bardzo pozbawia wokal naturalności. Myślę, że ich brzmienie jest kluczowe dla odczucia prawdy w utworze.

Jak oddech od pracy, koncertów, spotkań z ludźmi zadział u was w okresie pandemii?

T.D: Na początku było niestabilnie, był to niepewny okres, nikt nie wiedział, ile to będzie trwało… Wyjechałem na wieś, a niepewność powoli przeistaczała się w odpoczynek. Przed pandemią w każdy weekend jeździłem grać koncerty, a ta dłuższa przerwa od aktywności dała mi dużo spokoju.

M.H: My na początku 2020 roku dopiero dogrywaliśmy się do trio i zaczynaliśmy planować poważniejsze koncerty… i nagle wszystko się zatrzymało. Raczej wstrzymaliśmy oddech niż odetchnęli z ulgą.

A.M: To było jak trening nurka, który sprawdza, do ilu może policzyć zanim utonie.

M.H: Z drugiej strony bardzo szybko zaczęliśmy szukać alternatyw. Chcieliśmy wykorzystać ten czas na realizowanie celów, które sobie wyznaczyliśmy. Patrząc pod kątem menedżerskim, wiemy, że artyści powinni inwestować zarobione środki i swój czas, żeby w czasie zmniejszonych przychodów móc się utrzymać. Idąc tym tropem, wykorzystaliśmy ten czas na zdobycie dotacji i stworzenie własnego studia nagrań.

A.M: Zamknęliśmy się w domku w lesie, podziwiamy wschody słońca, słuchamy ptaków. Założyliśmy też przydomowy warzywniak, uprawiamy warzywa i owoce, jest cudownie!

M.H: Poza tym skupiliśmy się na relacjach i docenieniu tego, co się ma…

Czy utwory muzyczne mogą regulować oddech? Czego słuchacie, żeby się uspokoić, pomedytować?

T.D: Ostatnio często wracam do Bena Howarda, FINK, słucham dużo ambientu, Christiana Löfflera, którego elektroniczne utwory są mocno wizualne. Uspokaja mnie też minimalistyczna, powolna, ambientowa muzyka bliska duszy, wykorzystująca także orkiestrę kameralną, na którą składa się również oddech – taką muzykę tworzy na przykład RY X.

M.H: Nils Frahm, no i Islandia... Olafur Arnalds! Poza tym: Michael Brook, Kiasmos, Monolink.

A.M: Och, jest tego wiele. Ballake Sissoko – wszystko, co nagrał. Nick Cave, szczególnie „Push the sky away”. Możdżer – Danielson – Fresco „The Time”. Soundtrack z „Let the lovers stay alive”. Niklas Paschburg – odkrycie ostatnich dni. I jeszcze mniej chillowe, ale absolutnie ulubione więc też wprowadzające w strefę komfortu, Lola Marsh i Asaf Awidan.

To top