Zaczynając przygodę w zespół byłem pełen ideałów odnośnie tego, jak wygląda robienie kariery. Wydawało mi się, że wystarczy że skanalizuję energię kosmosu w natchnionej piosence (która mi się przyśni), a miliony fanów od razu pozna się na moim geniuszu. Dziś wiem, że natchnienie i energia kosmosu to jeszcze nie wszystko. W pierwszym odcinku Startera pisałem dość ogólnie o tym, co moim zdaniem jest niezbędne, by można było budować karierę. Wśród tych działań z całą pewnością powinno znaleźć się miejsce na budowanie marki.
CZYM W OGÓLE JEST MARKA I CZY NAPRAWDĘ MUSZĘ JĄ BUDOWAĆ?
Jeśli to, kim jesteśmy i co jest dla nas ważne to składniki naszego wewnętrznego ja, marka jest tym, co dzieje na zewnątrz: to sposób w jaki zachowujemy się, jak wyglądamy, jak komunikujemy się, a konkretniej: to sposób, w jaki ludzie odbierają to co robimy, co na ten temat myślą i czują.
W takim kontekście, odpowiedź na drugie pytanie postawione w tytule tego akapitu wydaje się oczywista: nawet jeśli nie będziesz świadomie budować marki, ludzie i tak będą Cię w jakiś sposób odbierać. Chcąc nie chcąc i tak będziesz więc tworzyć markę. Decydujesz jedynie o tym czy będzie się ona rozwijać “samopas” - bez Twojego wpływu - lub pod Twoją kontrolą.
Jeśli zgadzasz się z tezą z pierwszego odcinka startera , że rzeczy bez naszego udziału niekoniecznie rozwijają się w kierunku, w którym chcielibyśmy, świadomy rozwój marki powinien być dla Ciebie naturalnym wyborem.
Z CZEGO SKŁADA SIĘ MARKA?
Marka to zbiór elementów składających się na to, jak postrzegają Twój zespół odbiorcy. Jest to nazwa, jest to oprawa graficzna, wygląd osób wchodzących w skład zespołu, sposób ubierania się oraz zachowanie, język komunikacji, z którego korzystasz w wywiadach, na scenie, w social mediach. Również Twoja muzyka jest elementem marki - choć raczej jednym z ostatnich (chronologicznie rzecz ujmując), z którymi zapoznaje się w dzisiejszych czasach potencjalny odbiorca.
To wszystko możesz kształtować tak, by budowało w odbiorcy przekaz, na którym Ci zależy.
ZACZNIJ OD ODBIORCY
Jeśli już o odbiorcy mowa, jednym z ważniejszych - i trudniejszych zarazem - zadań stojących przed rozpoczynającymi muzykami jest zdefiniowanie grupy docelowej. Nie jest to działanie będące stricte budowaniem marki, jednak jest ono właściwie niezbędne by rozpocząć.
Budzi ono naturalny opór bo przecież “nie uprawiamy tu marketingu, tylko muzykę”, a po drugie “gramy dla wszystkich” - bo słucha nas mama, babcia, trzynastoletni brat i koleżanka ze studiów.
Taka postawa często odzwierciedla pragnienie by nasza muzyka dotarła do jak największej liczby ludzi, a zawężanie grupy odbiorców kojarzy się z działaniem prowadzącym do czegoś zupełnie przeciwnego.
Jednak spróbuj zastanowić się czy faktycznie chcesz trafić do wszystkich z równomierną siłą: fanów Sanah, Zenona Martyniuka, Tomasza Stańki i Behemotha? Czy masz produkt na tyle uniwersalny, by pasował do profilu trzynastolatki z TikToka, dojrzałego melomana po pięćdziesiątce, czy mrocznego metalowca? A nawet jeśli, czy masz budżety by konkurować na tak szerokim rynku? Bez budżetu zginiesz w gąszczu informacyjnym, zagłuszony wielkimi kampaniami popowych gwiazd (choć nawet one nie są “dla każdego”).
Często przyjdzie nam konkurować nie tyle z innymi muzykami, ale z innymi czynnościami (np. pracą, snem, oglądaniem telewizji, itp.). W takim ujęciu zawężanie grupy docelowej okazuje się zabiegiem sensownym - zamiast dotrzeć do wszystkich, również tych, którzy są zupełnie niezainteresowani Twoim produktem, znacznie lepiej zawęzić grupę, nawet do pozornie niewielkiej, ale tej najbardziej zainteresowanej (np. słuchającej podobnej muzyki) i tam uderzyć głębiej i mocniej, zdobywając krok po kroku coraz więcej fanów.
Przemyśl więc do kogo skierowana jest akurat Twoja twórczość.
NAZWA - PIERWSZY ELEMENT MARKI
Gdy wiemy, kim jest odbiorca i czego może oczekiwać, możemy zastanowić się jak kształtować elementy marki, by trafić właśnie do niego. Zacznijmy od nazwy.
Bywa, że wymyślanie nazwy dla zespołu podejmujemy z nowo poznanymi muzykami. Mamy w głowie “fajną nazwę” i zdarza się żartować, że “taki właśnie zespół trzeba założyć” nie mając w zasadzie pojęcia co w ogóle będziemy grać. Zdarza się, że faktycznie zespoły te są zakładane, a potem trwają latami.
Ale czy wymyślając nazwę przez moment zastanowiliśmy się, jaki będzie miała ona wpływ na odbiór naszego przyszłego zespołu?
Np. jeśli ruszamy na rynek polski, anglojęzyczna nazwa może być myląca. I vice versa - jeśli celujemy w eksport, polskojęzyczny łamaniec może być nie do przebrnięcia. “Trio” czy “quintet” sugeruje, że zajmujemy się jazzem. “Imię + nazwisko band” oprócz tego, że kieruje nas w stronę bluesowej sztampy, skazuje zespół na konkretnego lidera/liderkę.
Zbyt często nazwa jest nieprzemyślana i z zewnątrz sugeruje zupełnie inną zawartość. Jednocześnie jest jedną z pierwszych rzeczy, z którymi ma do czynienia nasz odbiorca, dobrze byłoby więc dobrze by komunikowała to, na czym nam zależy?
Nazwa to jedynie czubek góry lodowej, a kilka jej aspektów tutaj wymienionych, to początek zagadnienia.