Eurosonic Noorderslag (ESNS) to obok niemieckiego Reeperbahn największy showcase w Europie. Impreza odbywa się w holenderskim Groningen co roku w styczniu niejako otwierając sezon konferencyjno-showcase'owy dla europejskiej branży. W 2024 roku polska branża muzyczna była obecna na ESNS bardziej niż zazwyczaj, Polska była bowiem krajem focusowym, było więc więcej (aż 13) niż zazwyczaj artystów z Polski, a dzięki Music Export Poland na imprezę miało też okazję pojechać sporo delegatów. W tej grupie znalazłem się i ja i, mimo, że wróciłem już trzy dni temu to wciąż jestem trochę niewyspany i oszołomiony rozmiarem i rozmachem imprezy. Czy to znaczy, że mi się podobało?
Jak na większość pytań w branży muzycznej i tutaj odpowiedź brzmi: to zależy. Impreza tego typu ma wiele plusów, ale ma też swoje czarne strony, albo przynajmniej takie, które mi się nie podobają, choć jestem pewien, że wielu jej uczestników i uczestniczek jest nimi zachwycona. Każdy inaczej radzi sobie z trudnymi do wykonania zadaniami, a było ich tam multum.
Zadanie 1: przygotowanie do wyjazdu
W bazie imprezy jest w tym momencie 651 panelistów/ek i ponad 1500 delegatów i delegatek. Dostęp do tej bazy dostaliśmy od organizatorów dwa tygodnie przed wydarzeniem i mam wrażenie, że liczby te zmieniały się nawet podczas trwania ESNS. Zrobienie researchu wśród tak licznej grupy, próba umówienia spotkań to bardzo czaso - i energochłonne zadanie. Ostatecznie spędziłem bardzo intensywne trzy dni na różnej długości i jakości spotkaniach, powiedziałbym, że w proporcji 30% umówionych, 70% spontanicznych, w których na szczęście czuję się całkiem swobodnie i z których najczęściej wynikają najfajniejsze, bo niespodziewane, rzeczy. Jeżeli jednak jesteś osobą, która potrzebuje mieć plan od A do Z to nie jest to impreza dla Ciebie.
Zadanie 2: networking
Samo przygotowanie i umawianie się na spotkanie to oczywiście żadna gwarancja, że to spotkanie się odbędzie. Dzięki uprzejmości KLMu dotarłem na miejsce sześć godzin później niż planowałem. Część umówionych spotkań musiałem więc przebookować na następne, i tak już wypchane, dni. I takich sytuacji jest na tego typu imprezie zatrzęsienie. Ktoś nie dotrze, komuś przedłuży się poprzednie spotkanie, z kimś po prostu nie uda się spotkać bo przestrzeń, w której odbywa się konferencja jest wspaniała, ale ogromna, umawianie się "przy barze" nie jest spoko, bo tych barów jest kilkanaście:). Chwilę zajęło mi pogodzenie się z takimi sytuacjami i nie cisnąłem na siłę idąc niejako na jakość (bo jak się z kimś fajnie gada to się fajnie gada i co poradzisz) niż na ilość. Wyrzuty sumienia z tego powodu skutecznie ugasiły trzy speedmeetingi, tu zdecydowanie poszedłem na ilość. I spoko, chociaż ustawianie przypadkowych osób przy stolikach sprawia wrażenie jakiejś hierarchii, zupełnie mylącej i inaczej ustawiającej rozmowę, zdecydowanie wolę "naszą" formułę - wszyscy z wszystkimi na równi. Notatka na przyszłość: zapisywać się na możliwie wszystkie spotkania "tematyczne", w tym przypadku głównie recepcje krajowe. Po pierwsze łatwiej spotkać tam osoby z kraju na którym się akurat skupiamy, po drugie mam wrażenie, że miejsca z darmowym żarciem i alkoholem przyciągają więcej chętnych:)
Zadanie 3: wejść na koncert
Podczas tegorocznego ESNS można było wysłuchać trzystu (tak, 300!) koncertów. To znaczy nie można było, bo oczywiście jest to fizycznie niemożliwe i sam wybór koncertu, który chce się zobaczyć w jeden z 4 koncertowych wieczorów jest zadaniem karkołomnym. Koncerty dzieją się jednocześnie w (jeżeli dobrze policzyłem, bo strona mówi, że 40) 18 miejscach, większość z nich skupionych w uroczym centrum miasta, w odległości około kwadransu spaceru. Na stronie internetowej organizatorzy piszą, że impreza przyciąga co roku ponad 40000 słuchaczy, co daje nam średnio ponad 2200 osób na koncert, a jest wśród nich dość spora liczba miejsc na na oko 200-500 osób. Z prostej matematyki wynika więc, że jak ktoś ma pecha to nie zobaczy żadnego koncertu, bo się po prostu nie zmieści. Ok, stumetrowa kolejka osób próbujących się dostać na koncert Izzy & The Black Trees robiła spore wrażenie i z perspektywy zespołu to dobry selling point (grali zresztą w legendarnym klubie Vera - na tej samej scenie występowali między innymi Nirvana czy Joy Division, how cool is that?), z perspektywy publiczności niekoniecznie. Większość koncertów na które dotarłem była wypchana po brzegi, na kilka się nie zmieściłem, na kilku było troszkę luźniej, na żadnym jednak nie było znanej z niektórych imprez sytuacji zespół + 10 osób na publiczności. Niby spoko, ale podejrzewam, że przekonanie przedstawicieli branży do przyjścia na ten konkretny koncert było cholernie trudne.
Zadanie 4: czy to się opłaca?
Karnet delegacki kosztuje 400 euro, w połączeniu z transportem, noclegiem i wyżywieniem robi się z tego spora wyprawa, oszacowanie opłacalności takiej inwestycji na etapie podejmowania decyzji o wyjeździe to nie lada wyzwanie. Ja na szczęście nie musiałem się nad tym zastawiać (koszty wyjazdy pokrywane były przez MEXP), ale w kilku rozmowach ten temat się przewinął: czy zapłacił(a)byś, żeby tu przyjechać. Instynktownie odpowiadałem, że nie, ale teraz już nie jestem pewien tej odpowiedzi. Ostatecznie na pytanie czy się opłacało będę mógł odpowiedzieć za kilka miesięcy, nie skończyłem jeszcze follow-upu po wszystkich spotkaniach, więc obiecuję sobie sporo, ale co tak naprawdę z nich wyniknie - czas pokaże.
Zadanie 5: pokazać Polskę.
Ok, to trochę nie końca moja rola (ale tylko trochę, o tym zaraz), ale postanowiłem o tym napisać, bo prawda jest taka, że o polskich artystach było słychać dużo i dobrze, identyfikacja wizualna była bardzo charakterystyczna i rzucała się w oczy, a liczba osób uczestniczących w aktywnościach wpisanych w focus na Polskę świadczy o tym, że robota wykonana dobrze, więc słowa uznania należą się ekipie Music Export Poland, ale też całe delegacji, również osobom, które nie załapały się na wyjazd z MEXP, a jednak tam były. Najbardziej podobał mi się speedmeeting z CEE Connect pokazujący, że w krajach wschodniej Europy jest dużo dobrego i Polska jest tego częścią. Super było też widzieć polską ekipę wspierającą się nawzajem, reklamującą polskie zespoły i zapraszającą wszystkich na aktywności w ramach focusu na Polskę.
Zadanie 6: po co komu panele?
W tym roku odbyło się... 231 paneli dyskusyjnych. Nie zdążyłem nawet przebrnąć przez program, ale dzięki pomocy Jędrka wiedziałem z kim warto się spotkać. Ostatecznie jednak dotarłem na... jeden panel. Nie potrafię więc ocenić wartości merytorycznej konferencji, sale były jednak pełne, więc wygląda na to, że sporo ludzi miało czas i ochotę na słuchanie paneli kosztem networkingu. Wniosek z tego, w którym uczestniczyłem: Walter Hoeijmakers - dyrektor artystyczny holenderskiego Roadburn Festival to najbardziej uroczy i miły facet, którego kiedykolwiek słuchałem na panelu.
Zadanie 7: zapamiętać minusy
Po dekadzie współorganizowania Tak Brzmi Miasto nabawiłem się wyczulenia na rzeczy, które zrobiłbym inaczej. Albo inaczej - chciałbym zrobić inaczej, bo wiem, że pewnych rzeczy się nie da przeskoczyć, zwłaszcza jak się robi imprezę o takim rozmiarze.
- aplikacja festiwalowa - już w pierwszy dzień założyliśmy Klub Hejterów Apki ESNS. Niejasna, nieczytelna, nielogiczna, z błędami - do hasioka.
- nie jestem pewien czy to standard, bo gadałem tylko z kilkoma, nie tylko polskimi, zespołami, ale ESNS oferuje grającemu zespołowi jeden nocleg, w dniu koncertu. Ok, rozumiem, że ugoszczenie wszystkich zespołów (pewnie z jakieś 1200 osób) na dłużej to ogromny koszt, ale przyjazd na showcase, zagranie koncertu i wyjazd mija się z celem.
- zespół dostaje jedną akredytację delegacką, co oznacza, że te zespoły, które wiedzą, że najlepsze efekty przynosi networking konferencyjny mogą wyznaczyć tylko jednoosobowe delegacje na których barkach spoczywa spotkanie się z czterema tysiącami ludzi. Good luck with that. Serio, mało jest zespołów, w których wszyscy członkowie są zainteresowani uczestnictwem w konferencji, umożliwienie większej liczbie członków zespołu na udział nie spowodowałoby przeludnienia, a tym najbardziej ogarniętym i zdeterminowanym dałoby dodatkowe ręce do roboty, czy tam usta, bo przecież tą robotą jest głównie gadanie.
- wioska zespołowa składała się z domków 15 km od miasta. Ok, niektóre z tych domków miały sauny, całość była nad morzem i podobno było tam ładnie, ale to nie jest wycieczka z PTTKu tylko showcase, wyrzucanie zespołów poza miasto i, w efekcie, kolejne ograniczanie im możliwości networkingowych jest dla mnie kuriozalne.
- zespół za zagranie na ESNS dostaje 500 euro. Dużo się w Polsce mówi o tym jak słabo płacą showcase'y, że zarabiają na nich wszyscy oprócz zespołów. Z jednej strony rozumiem, że budżet nie jest z gumy, też nie płacimy tyle ile byśmy chcieli, z drugiej jednak strony czym innym jest dojazd do Krakowa czy Łodzi za tysiaka, czym innym do Holandii za dwa tysiaki. Czy to się opłaca? Nie wiem, ale ilość zgłoszeń na każdy showcase pokazuje, że chętnych do udziału w takim równaniu jest sporo, co jest gorzko-słodką konkluzją na koniec więc:
Zadanie 8: zapamiętać plusy
Największym plusem tego wyjazdu była oczywiście atmosfera. Bałem się trochę, że spotkam się z wielkim biznesem i czerwonymi dywanami, ale oczywiście kolejny raz okazało się, że to jakieś głęboko zakorzenione polskie kompleksy, bo ostatecznie wszystkie spotkane osoby były super otwarte i spędziłem tam cholernie intensywny i wyczerpujący, ale jednak wspaniały czas. Oczywiście część z tego co się wydarzyło w Vegas zostaje w Vegas (albo do przeczytania w następnej książce Bartka Borówki), ale brzuch od śmiechu boli mnie do dzisiaj, za co chciałem podziękować wszystkim, z którymi ten czas spędziłem, nawet jeżeli było to tylko szybkie przybicie piątki, nadrobimy gdzie indziej!