Mocno klikbajtowy tytuł zadziałał! Udało się, a skoro tu jesteś, mam Twoją uwagę przynajmniej przez chwilę. Teraz mam trudniejsze zadanie: napisać o współpracy z perspektywy kogoś z doświadczeniem w biznesie, ale tak, żeby nie trąciło banałem à la lekcja przedsiębiorczości w liceum, gdy znudzona matematyczka miała wyzwolić w Tobie istnego Wilka z Wall Street.
Dobra, to jednym zdaniem: jaki właściwie jest najważniejszy problem z tą współpracą? Będziecie musieli się podzielić! A czym? A wszystkim:
- wpływem. Ci, z którymi będziesz współpracować, także mają swoje cele i potrzeby,
- sukcesem i porażką. I nawet, jeśli coś wydarza się trochę bardziej „dzięki komuś” lub „przez kogoś”, to na koniec jesteście w tym razem,
- pieniędzmi. Kocyk jest zawsze za krótki, a przecież lepiej, jak jest ciepło, prawda? Uregulowanie finansów, ale takie prawdziwe, kiedy wszyscy czują, że jest fair (nie mylić z „po równo”!) to jeden z trudniejszych elementów,
- emocjami. Pozytywnymi i negatywnymi.
Właściwe trzeba podzielić się wszystkim, co wiąże się z procesem tworzenia i jego efektami, a to jest niełatwe. Długofalowo współpraca, o ile nie wynika z jakiejś patologicznej formy uległości czy lęku, musi być korzystna dla wszystkich.
Ludzie zazwyczaj pozostają we współpracy, kiedy suma współtworzonych wartości jest wyższa, czyli bardziej wartościowa niż wynik ich pracy indywidualnej. To oczywiście zmienia się w czasie, więc nie tylko nie będzie łatwo, ale i może się nie udać. I na koniec: nic nie trwa wiecznie. Warto o tym pamiętać.
Skoro już jest decyzja, to jak w ogóle „ugryźć” taką wspólną pracę? Bo czy jest sens, przed pierwszą randką przygotowywać projekt intercyzy?
Kiedy pracujesz nad materiałem na debiutancką płytę, organizujesz pierwsze koncerty (oczywiście przez Art Synergy ) albo właśnie zaproszono cię do ekscytującego featuringu, to pewnie najbardziej chcesz grać, grać, grać.
I dobrze! Warto podejść do sprawy na spokojnie. Na doktorat z prawa własności intelektualnej jeszcze będzie czas, a póki co przyda się pełna koncentracja na jakości przekazu.
Oczywiście przyjdzie moment, kiedy trzeba będzie zadbać o pewien prawny porządek. Jasne, istnieje szansa, że za trzydzieści lat, niczym Pearl Jam, dalej będziecie razem przemierzali cały świat „od Las Vegas po Krym”. Jest też opcja, że Twój basista, dziś piękny młodzieniec z dreadami zafascynowany anarchosyndykalizmem, za dwadzieścia lat przeżyje radykalną wewnętrzną przemianę i zostanie senatorem partii chadecko-ludowej. Tego dziś nie wiesz.
O ile nie chcesz w roku 2044 być jak dzisiaj Kombi, De Mono czy Piersi (no chyba, że jednak chcesz), to jak już usłyszysz swój numer w radiu, płytę kupi więcej osób niż było ostatnio na Twoich urodzinach, a na koncercie twarze pod sceną będą inne niż w zakładce „znajomi” na FB, zadbaj o papierki.
Umowy pisze się na czas wojny. Obyście nigdy nie musieli do nich zaglądać! Jednak warto je po prostu spisać i mieć. To nie oznacza, że trzeba teraz sprzedać gitarę, żeby zapłacić prawnikowi za konsultację. Zacznij od prostych ogólnodostępnych szablonów. Pamiętaj też, żeby chociaż raz w roku usiąść przy… yerba mate i upewnić się, że dalej dobrze się rozumiecie. Ważne, żeby wszyscy wyraźnie potwierdzili ustalenia. Nawet prosty e-mail z podsumowaniem Waszych uzgodnień i zwrotka z tekstem „potwierdzam” jest już krokiem w dobrą stronę. Oczywiście w miarę przybywania fanów i śmiałych prognoz, że z grania można już zapłacić czynsz, warto pozwolić się skroić prawnikowi, ale to już powinna być rola menedżera.
Podsumowując, współpraca jest ekstra! Łączcie się i twórzcie synergię. Ale o papiery dbać trzeba, bo jak wjeżdżają grube hajsy to różnie bywa z sentymentami (analogia do biznesu!). Cytując klasyka Mo Money Mo Problems… No cóż, jakieś problemy przecież trzeba mieć.
Dostałem zgodę na subtelną reklamę art-synergy.com , więc delikatnie wspomnę, że oprócz koncertów, nasz serwis wspiera użytkowników również w kwestiach prawnych, podatkowych i wielu innych, więc rejestrujcie się, bo wkrótce ruszamy!