Kwiat Jabłoni o ludziach i relacjach. Wywiad z Kasią i Jackiem Sienkiewiczami

Miniaturka posta Kwiat Jabłoni o ludziach i relacjach. Wywiad z Kasią i Jackiem Sienkiewiczami

Z Kasią i Jackiem z zespołu Kwiat Jabłoni rozmawia Ada Kućmierz

 

Jesteście ekstrawertykami czy introwertykami? A może ambiwertykami?

Kasia Sienkiewicz: Ja zdecydowanie jestem ekstrawertykiem. Najlepiej czuję się wśród ludzi. Od kilku lat wynajmuję pokój w miejscu, gdzie mieszkają też inne osoby, konkretnie dwie wspaniałe skrzypaczki. Dziewczyny mają ten sam rozmiar ubrań, więc często pożyczamy sobie rzeczy, wszystko należy do wszystkich. Czuję się doskonale wracając  do domu, w którym ktoś zawsze jest. Mamy sporo gości i dużo się dzieje. To samo mam w pracy – otacza mnie wiele osób, niemalże codziennie poznaję kogoś nowego. Taki tryb życia jest idealny dla mojego typu osobowości, bo dzięki temu się uspokajam.

Jacek Sienkiewicz: Ja jestem dosyć introwertyczny. Czuje się dobrze sam, mieszkam sam i bardzo mi to odpowiada. Choć mógłbym też się opisać jako ambiwertyk, bo bardzo lubię ludzi, chętnie przed nimi występuję i rozmawiam z nimi, ale potrzebuję pobyć czasem w samotności, żeby się zrelaksować i zebrać myśli. Podczas pandemii brakowało mi kontaktu z widzami i dopiero jak wróciliśmy do grania koncertów na żywo, poczułem, że ludzie wokół nas są naprawdę niezbędni i to dla nich jest cała nasza muzyka!

 

Nawiązując do pandemii: jaka jest dla was różnica pomiędzy graniem na żywo – kiedy widzicie reakcje widzów, ich wyraz twarzy, słyszycie jak z wami śpiewają – a koncertem online – kiedy komunikatem jaki otrzymujecie od widza są emotikony i komentarze?

JS: Dla mnie główną różnicą jest opóźnienie – dialog z widzami na sali odbywa się w czasie rzeczywistym i jest to bardzo naturalne. W internecie po każdej naszej wypowiedzi spływają komentarze jeszcze przez dobrych kilka minut i jest to bardzo dziwna forma. Trudno przednią zauważyć, że po drugiej stronie jest przecież żywy człowiek.

KS: Ja mam problem z tym, że w takich sytuacjach nie widzę reakcji ludzi i nie słyszę braw, więc nie wiem czy widownia dobrze się bawi.

JS: Tak! I wszystkie komunikaty, które do nas docierają od widzów muszą przejść najpierw przez naszą wyobraźnię. Widzę to tak, że w domach są ludzie, odcięci od nas grubym murem, i trzeba się mocno natrudzić, żeby się przez niego przebić.

 

Jacek: Kasia wyróżnia się dużą dozą empatii. Uważam, że tak ogólnoludzko jest to raczej rzadka, ale wspaniała cecha.

 

Wolicie się otaczać stałym gronem współpracowników czy poznawać nowych ludzi?

KS: Mamy stałe grono współpracowników, a to jest bardzo ważne, bo dzięki nim czujemy się w trasie koncertowej jak w domu. Jeśli w ciągu tygodnia zmienia się miejsce pobytu sześciokrotnie, to właśnie ci ludzie powodują, że czujemy się bezpiecznie. Menedżer, realizator dźwięku, mistrzyni oświetlenia, oczywiście muzycy, ale także osoby pomagające w sprawach technicznych. To nasi przyjaciele, świetne osoby. Lubimy natomiast okazjonalnie zapraszać do współpracy nowych ludzi, do konkretnych projektów. To jest, moim zdaniem, jedna z największych radości płynących z bycia muzykiem – możliwość wchodzenia w kreatywne współprace. Dzięki nim można się uczyć, rozwijać, sięgać po nowe gatunki i poznawać różne sposoby pracy.

JS: Właśnie! Zarówno stałe grono współpracowników, jak i osoby, z którymi robimy nowe projekty przynoszą mi dużo radości. Wspaniale jest też zostać zapraszanym do współpracy, gdzie trzeba się dostosować do ustalonych przez kogoś warunków pracy, tak jak ostatnio z Miuoshem. Nagrywając wspólnie jego najnowszą płytę mogliśmy się dużo nauczyć poprzez przyglądanie się całemu procesowi jej powstawania. Wielką wartością jest według mnie możliwość wyjścia ze swojej bańki muzycznej i odkrywania nowego artystycznego świata, który został stworzony przez innego człowieka.

 

Kiedy podejmowaliście decyzję o współpracy z artystami, takimi jak Ralph Kamiński, Julia Pietrucha czy Igo, to zawsze byliście zgodni, czy pojawiały się różnice zdań? 

KS: Raczej obydwoje entuzjastycznie reagujemy na wszelkie zaproszenia i zazwyczaj jesteśmy zgodni, co do wyboru osób, z którymi chcielibyśmy współpracować.

JS: Wobec tych, z którymi nawiązaliśmy współpracę nie mieliśmy żadnych wątpliwości. Rozmawiając o Drogach prostych oboje mieliśmy w głowie Julię Pietruchę, na spotkanie z Ralphem też bardzo się cieszyliśmy. Podobnie Bela Komoszyńska czy Igor Herbut pojawili się w efekcie naszych decyzji, które się zgrały w czasie i szczęśliwie doszło do realizacji planów. Zdarzało się również, że po dyskusjach ostatecznie nie decydowaliśmy się na daną współpracę, bo jedno z nas miało obiekcje z powodów personalnych lub artystycznych.

 

Kasia: Jacek jest pracowity i solidny. Jak się go o coś poprosi, to na pewno to zrobi. Dodatkowo jest super zabawny, serdeczny i pogodny, a to jest bardzo ważne w ludziach.

 

Macie wspólnych znajomych czy każde obraca się w swoim gronie?

KS: W większości to te same osoby. Chodziliśmy do tych samych szkół, jeździliśmy wspólnie na kolonie, wybraliśmy ten sam uniwersytet, więc to dosyć naturalne, że grona bliskich nam osób się zazębiają. Zawsze też zapraszamy się wzajemnie na imprezy, które organizujemy, więc znamy tych samych ludzi.

JS: To prawda. Kasia bardzo mocno wsiąkła w towarzystwo z Uniwersytetu Muzycznego i mieszka z dziewczynami z UMFC, a ponieważ ja wciąż tam studiuję, to znam tę samą grupę ludzi. Ja natomiast mam swoich przyjaciół, do których często się wybieram do Piaseczna - Kasia też ich zna, ale ja spędzam z nimi dużo więcej czasu.

KS: Z ciekawości, ilu mamy wspólnych znajomych na Facebooku?

JS: Prawie 500!

 

Gdybyście nie byli rodzeństwem, czy chcielibyście ze sobą współpracować?

KS: O! Nigdy nikt o to nie zapytał! Muszę się zastanowić… Myślę, że tak. Tak, na pewno!

JS: To kwestia tego, w jakich okolicznościach byśmy się poznali. Z Kasią zaczęliśmy współpracować bardzo wcześnie, mieliśmy podobne doświadczenia, podobne wychowanie muzyczne, trochę się wzajemnie ukształtowaliśmy wykonawczo. Gdybyśmy nie byli rodzeństwem, to bylibyśmy kompletnie innymi ludźmi.

KS: Ale zakładając, że ty grałbyś na mandolinie, a ja interesowałabym się muzyką country, to i tak prawdopodobnie wpadlibyśmy na siebie, bo w Polsce niewiele osób fascynuje się tym gatunkiem i instrumentarium. Oprócz tego pasujemy do siebie charakterologicznie. Jacek chociażby nie ma w sobie cechy, której nie znoszę, czyli zdolności do obrażania się. Dzięki temu doskonale nam się razem pracuje.

JS: Kasia też się nie obraża i to jest świetne.

 

Jakie jeszcze cechy lubicie w sobie nawzajem?

JS: Kasia wyróżnia się dużą dozą empatii. Uważam, że tak ogólnoludzko jest to raczej rzadka, ale wspaniała cecha.

KS: Jacek jest pracowity i solidny. Jak się go o coś poprosi, to na pewno to zrobi. Dodatkowo jest super zabawny, serdeczny i pogodny, a to jest bardzo ważne w ludziach.

 

A jakich cech chętnie byście się pozbyli w tej drugiej osobie?

JS: W Kasi nie lubię tego, że przyczepia się do drobiazgów. Kiedy pracujemy razem nad jakimś materiałem, to Kasia potrafi znaleźć jakiś detal i pracować nad nim do upartego.

KS: Serio? Nie wiedziałam, że cię to denerwuje!

JS: Tak, ty byś chciała, żeby pewne rzeczy były zawsze takie same, a ja cenię w muzyce spontaniczność i to, żeby muzycy mieli swobodę na scenie.

KS: Hmm… faktycznie tak jest i raczej to się nie zmieni. To kwestia tego, że kiedy zależy mi na jakimś elemencie i chcę wprowadzić zmianę, to potem bez jej wprowadzenia za każdym razem, grając piosenkę, czułabym dyskomfort. Ale mogę nad tym trochę popracować. W Jacku drażni mnie, że nie potrafi zareagować emocjonalnie i spontanicznie na daną sytuację i dowiaduję się o tym, co w jakimś kontekście poczuł dopiero długo po fakcie. Przez to czasem nie umiem go rozszyfrować na bieżąco. Jacek jest bardzo stonowany i opanowany, a ja dużo bardziej niecierpliwa i lubię od razu rozmawiać o tym, co czuję.

 

Kasia: Mam mało czasu nawet dla siebie i czuję się zmęczona, przez co nie jestem w stanie wystarczająco dobrze pracować nad swoimi emocjami, żebym potem mogła się nimi dzielić z bliskimi. Po prostu bywa, że zbyt mało mogę wnieść w relacje, by były wartościowe i dobre...

 

Kiedy obserwujecie siebie, czy widzicie jakieś znaczące różnice pomiędzy zachowaniem wśród ludzi, a zachowaniem w domowym zaciszu?

KS: Jacek jest zawsze taki sam, choć wiem, że kiedy się stresuje, to mniej mówi.

JS: A Kasia mówi więcej w sytuacji stresującej! Ale nigdy nie zakłada masek.

 

Próbowaliście wcześniej grać w innych zespołach, ale dopiero Kwiat Jabłoni tak dobrze się sprawdził i zdobył popularność. Czy to kwestia doboru odpowiednich osób do zespołu czy może innych czynników?

JS: Nie wiem jaka tak naprawdę jest kolejność zdarzeń. Czy najpierw projekt odnosi sukces i wtedy trzeba mieć u boku odpowiednich ludzi, czy jest może tak, że sukces powstaje dzięki tej wyjątkowej grupie osób, która aktualnie ze sobą współpracuje? W naszym przypadku Kwiat Jabłoni zadziałał nie tylko dlatego, że się dobrze bawiliśmy, ale także dzięki dobraniu znakomitego składu i współpracy z wieloma zdolnymi, pełnymi energii osobami. Mamy świetnego menedżera, który nam wciąż niesamowicie pomaga. Już przy pierwszym teledysku pracowaliśmy z grupą przyjaciół, profesjonalną scenografką, graficzką, mamy też wsparcie w promocji.

Kiedy odnosi się sukces komercyjny, to dopiero widać jaka masa utalentowanych ludzi współtworzy taki projekt.

KS: Z pewnością, kiedy robi się wszystko samemu, nie da się być w pełni skupionym na każdym działaniu, dlatego uważam, że podział ról jest kluczowy. Kiedyś oprócz grania próbowaliśmy ogarniać wszystko sami - na przykład samodzielnie zawoziliśmy siebie i wtedy jeszcze niewielką ekipę osób na koncerty. Teraz, kiedy każdy ma swoje zadanie, jesteśmy nieco bardziej wypoczęci, skoncentrowani i wszystko funkcjonuje sprawniej. Od kiedy pracujemy chociażby z menedżerem czy kierowcą znacząco zmieniła się nasza jakość życia, poczucie komfortu wzrosło i mamy możliwość pełnego skupienia się przed koncertem.

 

Jacek: (...) bardzo chciałbym mieć czas dla każdej osoby i każdemu udzielić odpowiedzi, ale nie mam tyle siebie samego w sobie, żeby móc odpowiednio zareagować na energię, która do mnie spływa od innych.

 

Muzykę tworzycie dla siebie czy dla innych? Z potrzeby własnej duszy czy myśląc o potrzebach odbiorców?

JS: Oczywiście chodzi nam tylko o pieniądze!

KS: I tu się różnimy! Mnie chodzi o sławę, a Jackowi o pieniądze (śmiech).

JS: Mnie zawsze chodzi o to, żeby coś wyrazić – a czy to się komuś spodoba, to już jest drugorzędne. Zależy mi, żeby Kwiat Jabłoni był projektem spójnym, który ma swoją wartość. Staram się, żeby piosenki były w jednolitym stylu, a niekoniecznie sięgam po formy eksperymentalne, nie tworzę dwunastominutowych utworów z dużą ilością improwizacji. Tworzę więc dla siebie, ale z myślą o odbiorcach.

KS: Ja tworzę wtedy, kiedy mnie coś poruszy, jestem szczęśliwa albo zaskoczona, zadziwiona, smutna – to muszą być silne emocje. Gromadzę pomysły na nowe piosenki, ale pracuję nad nimi tylko wtedy, kiedy mam natchnienie i poczuję taką potrzebę. Napisaliśmy oboje sporo piosenek, a nie wszystkie trafiły na płytę. Znam wielu artystów, którzy piszą w precyzyjnie wyznaczonych momentach, o stałych porach, w konkretnym stylu, chodzą na warsztaty z pisania i robią to bardziej mechanicznie. Ja działam inaczej.

 

Czasami nie mam tyle siły w sobie, by można jej było dodać Tobie. I bywa, że mam miłości za mało, by jeszcze kogoś kochać się udało” – to fragment jednej z waszych najnowszych piosenek. Czy czujecie czasem, że jest was za mało, żeby móc dawać coś z siebie?

KS: Tak, to akurat słowa z mojej piosenki Drogi proste. Ale myślę, że Jacek podobnie odczuwa ten tekst. Czasem czuję, że jestem przeładowana ilością spotkań, kontaktów i rozmów. Chociaż, jak wspominałam, lubię kontakt z ludźmi, czasami wyczerpuje mi się energia i nie jestem w stanie dać każdemu tyle samo uwagi. Mam mało czasu nawet dla siebie i czuję się zmęczona, przez co nie jestem w stanie wystarczająco dobrze pracować nad swoimi emocjami, żebym potem mogła się nimi dzielić z bliskimi. Po prostu bywa, że zbyt mało mogę wnieść w relacje, by były wartościowe i dobre, bo brakuje mi emocjonalnych zdolności. Oczywiście nie zawsze. To tylko opis znanego mi stanu.

JS: Mamy z Kasią podobny problem. Zawsze próbuję zadowolić wszystkich ludzi dookoła, przez co robi się ich w moim życiu coraz więcej. Nie zawsze mam czas dla moich przyjaciół i znajomych, a tym bardziej nie jestem w stanie podtrzymywać relacji ze wszystkimi osobami, które do nas piszą poprzez media społecznościowe. Szczególnie po koncertach wiadomości jest tak wiele, że nie jesteśmy w stanie ich wszystkich przeczytać, a co dopiero na każdą z nich odpisać. W takich sytuacjach czuję, że bardzo chciałbym mieć czas dla każdej osoby i każdemu udzielić odpowiedzi, ale nie mam tyle siebie samego w sobie, żeby móc odpowiednio zareagować na energię, która do mnie spływa od innych.

 

Robiliście eksperyment społeczny w Poznaniu, podczas którego siedzieliście za szybą przy ulicy i rejestrowaliście reakcje ludzi. Przygotowując się do tego wydarzenia, bardziej byliście ciekawi reakcji przechodniów czy swojej?

JS: Ja byłem bardzo ciekaw reakcji przechodniów. Mieliśmy zaplanowane jak będziemy się zachowywać, ale okazało się, że już po pierwszych minutach patrzenia wzajemnie na siebie nasze reakcje bardzo zaskoczyły nas samych. Mieliśmy być stonowani i zachowywać się jak posągi, a to okazało się zupełnie niemożliwe! Byliśmy bardzo zaskoczeni tym, co ludzie robią i tym jak to rezonuje w nas.

KS: U mnie raczej dominowały obawy, a nie ciekawość. Byłam sceptycznie nastawiona do tego pomysłu i bałam się, że to kompletnie nie wypali. Wydawało mi się, że Polacy są za mało spontaniczni i najpewniej ich reakcje nie będą wystarczająco ciekawe. A jednak wyszło naprawdę fajnie!

 

Często mówicie o równości ludzi i zwierząt. Czym byłby świat, gdyby nie było zwierząt?

JS: Koszmar! Co za okropna wizja. Niektórzy z nas żyją w takim świecie, ale to jest świat, w którym ludzie rezygnują z naturalnych odruchów i intuicji. Kiedy przyglądam się zwierzętom, mam wrażenie, że są w wiecznym stanie medytacji, są tu i teraz, okazują zainteresowanie innymi istotami żywymi. A ludzie często zamykają się na tego typu kontakt, ograniczają się do sfery języka i nie potrafią się otworzyć na wrażliwość.

KS: Mogę się pod tym podpisać. Uważam też, że świat bez zwierząt byłby znacznie mniej inspirujący, mniej radosny i zachwycający. Zwierzęta są elementem natury, który potrafi oczarować, tak jak zachody i wschody słońca, które choć wydarzają się codziennie, to wciąż poruszają nas tak, jak gdybyśmy widzieli po raz pierwszy. Jednocześnie muszę z ogromnym smutkiem stwierdzić, że bez zwierząt byłoby na świecie znacznie mniej ich cierpienia. Z pewnością dla nich byłoby dużo lepiej, gdyby nie istniały. Człowiek traktuje zwierzęta w sposób najbardziej okrutny z możliwych.

JS: Ale bez nich, nasz świat też by nie istniał, więc i nas by tutaj nie było…

To top