Jest taki wyświechtany, ale bardzo użyteczny motyw filmowy. Posłużył co najmniej kilkunastu reżyserom do opowiedzenia historii o sile, o władzy, o braku porozumienia, o narastającej niechęci między bohaterami, o ich samotności. Znam go bardzo dobrze i mogłabym przewracać oczami ze znużenia za każdym razem, gdy jakiś film chce mnie nim uraczyć. Nie przewracam. Zamiast tego, chce mi się płakać. Za każdym razem.
Długi. Bardzo długi. Właściwie niewyobrażalnie długi. Obliczony na co najmniej kilkudziesięciu gości. Stół. Stół, przy którym siedzi jeden, dwóch bohaterów. Taki stół skutecznie podtrzymuje napięcie w każdej opowieści. Bez gestów. Bez słów. Daje znać, że nic dobrego tutaj się nie wydarzy. Daje znać, że jeżeli chodzi o TEN film, to szczęśliwego zakończenia nie będzie. Ktoś przegra. Ktoś okaże się silniejszy. Przy takim stole, wszystko, co lubię, traci smak.
W Poznaniu pojawiły się dwa nowe murale. Są to portrety bohaterów historii, która od lat zaprasza dziecięcą wyobraźnię do świata magii i czarów. Świata, w którym dobro zwycięża zło, a na każdego złoczyńcę przypada przynajmniej jeden bohater. Otóż mamy na Hetmańskiej portrety Harrego Pottera i Voldemorta. Autor, KaWu, podarował im twarze dwóch polityków, którzy od kilku miesięcy tkają nam dosyć przygnębiającą rzeczywistość. Obserwujemy tę historię w napięciu. Czekamy na szczęśliwe zakończenie. Dobro zwycięża, a zło zostaje ukarane, prawda? Nauczyły nas tego wszystkie bajki. Od tego scenariusza zależy nasz dobry sen.
Wyświetl ten post na Instagramie
Mijałam ten mural dwa razy dziennie odwożąc i odbierając syna ze szkoły. Przez kilka ostatnich miesięcy, dwa razy dziennie myślałam o tym jak rzeczywistość i fikcja mieszają się, mylą, a czasem zupełnie się nie rozróżniają. Myślałam o tych wszystkich Dzielnych Czarodziejach i o strasznych Tych-Których-Imion-Nie-Wolno-Wymawiać. Aż przyśnił mi się jeden z dziwniejszych snów w życiu. Śniło mi się, że wszystko, co odrzucam, wszystko, co mój mózg, wykarmiony na bajkach, w których dobro wygrywa, a zło zostaje ukarane, ocenia jako złe, czyli do wykluczenia… to wszystko gromadzi się gdzieś w Świecie i tworzy od wyboru do koloru Voldemortów, a potem jeszcze bardziej wydłuża te niewyobrażalnie długie stoły. Od tamtego snu, moją bajką jest zauważanie wykluczeń. W sobie. W świecie. Robię na nie miejsce. Prawdopodobnie łudzę się, że tworzę w ten sposób lepszy świat, ale tylko w takim świecie, przy niewielkim stole ze wszystkim, czego się boję i co mi się nie podoba, mogę ostatnio spokojnie spędzać czas. O, ironio.
Wczoraj trafiłam na nową bajkę. Otóż jej bohater, Wielki Czarodziej, Moby, założył niezależną wytwórnię. Always Centered at Night. Tak się nazywa. W jednym z wywiadów, opowiada, że powodem tej decyzji było zmęczenie kulturą publikowania muzyki w sposób, który przede wszystkim ma odpowiednio nasycić algorytmy i tym, że od jakiegoś czasu, tworzenie muzyki napędzane jest lękiem o to, czy coś się sprzeda, czy zadowoli, czy dostanie wystarczającą ilość polubień i szerów. Powiedział, że nie chce brać w tym udziału. W tej opowieści, Czarodziej, stawia na twórczość, która być może nie jest dla każdego. Chce wydawać muzykę, która prawdopodobnie nie będzie znana milionom, ale jest szansa, że poruszy 10 osób. Bo muzyka ma poruszać. Dla tego Czarodzieja to jest najważniejsze. To trochę tak, jakby Moby, przestał walczyć z Sam-Wiesz-Kim. Skraca stół i przygotowuje przy nim 10 miejsc. Nie bierze udziału w szamotaninie. Pisze własną bajkę. Tworzy własny Świat.
Chcesz posłuchać innej historii? To opowieść o nepalskich bogach muzyki. Otóż tradycja nepalska, dla której dźwięk i muzyka jest jak oddech, jest czymś, co uzdrawia, łączy ludzi i dostarcza energii życiowej… No więc ta tradycja głosi, że owszem, możesz nazywać się muzykiem, ale tylko wtedy, gdy potrafisz swoją muzyką sprowadzić bogów muzyki. Kto to ocenia? Kto wydaje werdykt? Ludzie. Publiczność. Jeżeli ludzie, którzy cię słuchają, poczują w sobie bogów muzyki, wtedy i tylko wtedy, możesz być muzykiem. Po prostu. Żadnych gier w algorytmy. Lajki. Szery. 10 osób przy stole. Poruszasz te 10 osób albo nie. Mówisz prawdę, albo uprawiasz politykę i sięgasz po tricki. 10 osób coś poczuje, poczuje prawdę, albo przyciągniesz masy tym, że wygrałeś jakąś bitwę, zdobyłeś nagrodę, że wyższy wygląda atrakcyjniej na zdjęciu, a kolor niebieski budzi zaufanie, dobrze wygląda w telewizji i sprawia, że ludzie postrzegają cię jako kompetentną osobę.
Czarodziejko… Czarodzieju… cokolwiek zrobisz, przy nieważne jak wystarczająco długim stole zdecydujesz się usiąść, jakąkolwiek historię zdecydujesz się opowiadać… Nie możesz oszukiwać w matematyce, poezji albo muzyce, bo one opierają się na PRAWDZIE. Nie ma tam miejsca na kłamstwo czy oszustwo – one należą do innego świata. („Cudowny czwartek”, Steinbeck)
Tylko jeszcze nie wiem, czy to nieoszukiwanie jest ucieczką od tego innego świata, czy sobie-stwarzaniem Nowego. Nie jestem pewna, czy to jedno i to samo.
So Much Love,
Jaga Baczyńska