Z Adą Kućmierz rozmawiają: Ania Sama, Eliza A. Tkacz, Iggy Not Pop i Milito.
Wielu artystów na początku muzycznej drogi zadaje sobie pytanie czy wydawać swój materiał samodzielnie czy jak najszybciej poszukać wytwórni. Często panuje przekonanie, że bez wytwórni nie da się wejść do świata muzycznego biznesu, zatem przynależność do większego labelu wydaje się pożądane, a wręcz konieczne.
Tymczasem Tak Brzmi Miasto skupia się podczas swoich szkoleń na usprawnianiu działań artysty samozarządzającego się. Czworo uczestników programu TBM Inkubator 2020 zaprosiłam do rozmowy o ich drodze artystycznej, wyborach oraz planach na przyszłość, właśnie w kontekście pracy muzyka niezależnego.
Jesteś artystką niezależną, wydałaś samodzielnie płytę (Ania Sama, LP Śnienie; Eliza A.Tkacz, EP Flash Frames – przyp. red.). Czy tak wyobrażałaś sobie swoją karierę czy chciałaś raczej trafić pod skrzydła wytwórni?
Ania Sama: Pierwotnie obawiałam się tego, że trafię do wytwórni zanim jeszcze wszystko będzie ustrukturyzowane w mojej głowie. Stwierdziłam więc, że zanim zwiążę się z labelem, najpierw nagram muzykę, przyjrzę się jej i zobaczę, co z tego wyjdzie… Udało mi się samodzielnie (z pomocą Pana Winyla) przeprowadzić cały proces, moja płyta wyszła, a ja jestem jej wydawcą.
Eliza A. Tkacz: Nigdy nie myślałam o tym, że chciałabym trafić do wytwórni. Nagrałam swoją pierwszą epkę i nie wiedziałam, jakie podjąć dalsze kroki. W szkole muzycznej nikt nie uczył nas jak działa przemysł muzyczny. Nauczyciele muzyki nie mają takiej wiedzy. Dopiero kiedy trafiłam na kurs TBM, otworzyły mi się oczy na świat muzycznego biznesu i odkryłam, że… im większą mam wiedzę, tym mniej wiem. Na pewno nie ma jedynej słusznej drogi. Nie chcę pracować dla wytwórni, moim zdaniem podpisanie kontraktu jest jak praca na etacie. Podobnie jak w dużej firmie: artysta umawia się na dany projekt (płytę, singla, epkę, teledysk), dostaje zadania do wykonania, które przy wykorzystaniu wszelkich swoich umiejętności i wiedzy powinien jak najlepiej wykonać, a w zamian za to dostaje swoją (niewielką) część zysku. Wytwórnia daje pewną „gwarancję zatrudnienia, ale ja jestem już zatrudniona – pracuję jako naukowiec i nie planuję zmieniać pracy, a nie wyobrażam sobie pracować na dwóch etatach jednocześnie.
Eliza A. Tkacz, Foto Yoann Masson
A jeśli w trakcie procesu tworzenia materiału pojawiłaby się propozycja podpisania umowy od wytwórni?
Milito: Ja już mam podpisany kontrakt: sam ze sobą. To jest moje powołanie. Sam kupiłem już swój produkt i poświęcam mu na co dzień bardzo dużo czasu. Nawet nie odczułbym dużej zmiany, bo pracuję na tak wysokich obrotach, jakbym sam miał swoją wytwórnię.
A.S.: To zależy od kogo by była ta propozycja i jaka. Przede wszystkim nie jest tak łatwo dostać ofertę od wytwórni. Trzeba mieć już swój kapitał, pomysł na siebie, publikę czy choćby pierwszą nagraną płytę, żeby wnieść coś od siebie. Nie chciałabym, żeby jakiś zespół osób zrobił wszystko za mnie, podczas gdy ja nie miałabym żadnego udziału w całym procesie wydawniczym. Skoro wytwórnia zrobiła za ciebie wszystko, to czerpie również pełne zyski z efektów twojej pracy. Zależy czy szukasz w wydawcy partnera, który udzieli rad i pomocy czy chcesz być produktem, który wydawnictwo sprzedaje według swoich własnych upodobań.
Ania Sama
Iggy Not Pop: Teraz pracuję nad epką i rozważam wysłanie jej do kilku wytwórni. Powody są trzy. Po pierwsze, chcę się przekonać czy ktoś będzie zainteresowany tym materiałem, po drugie, chciałbym zobaczyć, jak wygląda taka współpraca, bo pierwszą płytę wydałem samodzielnie i tę drogę znam bardzo dobrze. Trzeci powód jest prozaiczny, rodzinny – mam już dwóch synów i gdyby znalazł się ktoś, kto przejąłby ode mnie część obowiązków, to byłbym bardzo szczęśliwy, bo wiem, ile pracy i czasu pochłania wydanie płyty własnym sumptem.
Czy kontrakt z wytwórnią oznacza koniec niezależnych wyborów i swobody artystycznej?
Milito: Uważam, że taką swobodę ma się w sobie. Można jednak pozbawić się wolności artystycznej, nawet będąc artystą niezależnym, ograniczając się własnymi wyobrażeniami i strachem przed tym, że coś nie spodoba się publice. Albo można być człowiekiem otwartym na dyskusję i stać się partnerem dla wytwórni. Natomiast ważne jest by trafić do odpowiedniej wytwórni, a nie na siłę iść do pierwszej lepszej „tłoczni pieniędzy”.
A.S.: W niezależności uwielbiam swobodę w układaniu własnego harmonogramu i wizji artystycznej. Wszystko, co sobie wypracujesz samodzielnie, jest tylko twoje. To bardzo ważne poczucie. Z kolei we współpracy z wytwórnią istnieje duża presja, ale nie boję się tego, że ktoś będzie mi narzucał, co mam grać czy jak pisać. Nie wykluczam w przyszłości kontraktu z wytwórnią.
I.N.P.: Etos artysty niezależnego jest mi na pewno bardzo bliski i gdybym z tej drogi chciał zejść na jakiś czas, to na pewno później chciałabym znów do tego wrócić. Jeśli wytwórnia włożyłaby pieniądze w moją płytę, to na pewno chciałaby, aby materiał dobrze się sprzedał. Mam świadomość, że nie robię komercyjnej muzyki, która jest odtwarzana w radiu, więc na pewno w zamian za załatwienie kilku większych nazwisk na płytę i promocję czy pomoc w skuteczniejszym dotarciu do publiczności, trzeba się zgodzić na podpowiedzi ze strony opiekunów i ingerowanie w materiał.
Iggy Not Pop, foto Grzegorz Ososiński
Ja wydałem płytę sam i, oczywiście, pochłonęło to masę pracy, czasu i finansów, ale została zrealizowana tak jak chciałem. Zaprosiłem zaplanowanych wcześniej gości, okładka jest taka jaką sobie wyobrażałem, miks zrobiły osoby, które sam wybrałem. Jestem zadowolony z efektu, jaki osiągnąłem oraz z podjętych przez siebie decyzji. Byłoby świetnie, jakby udało się pogodzić możliwość pełnej decyzyjności i wszystkie benefity jakie niesie za sobą kontrakt z wytwórnią, ale niewielu artystów ma takie szczęście.
Co można zyskać, a co stracić na podpisaniu kontraktu, czyli świadomej rezygnacji z bycia niezależnym?
Milito: Patrząc na zyski, przydałaby mi się pomoc prawna i wsparcie w kwestii umów. Chciałbym stworzyć artystyczno-biznesową przestrzeń, w której każda zaangażowana strona w mój muzyczny projekt byłaby za swoją prace bardzo dobrze wynagrodzona. Uwielbiam współpracować z ludźmi z pasją, a jeśli tacy właśnie ludzie byliby w wytwórni, to chętnie w zamian za akcelerację procesów, nad którymi teraz pracuję, dzieliłbym się zyskiem.
Milito
I.N.P.: Ja jestem człowiekiem ugodowym, nie odczułbym wielkiej straty. Na pewno możliwość oddania innym osobom części obowiązków byłaby dla mnie zbawienna, bo zyskałbym czas.
E.A.T.: Będąc artystką niezależną muzykę wykonuję jako hobby, po godzinach pracy, więc nie jestem w stanie wypełniać jakichś planów wydawniczych. Narzucam je sobie sama. Bycie artystą samozarządzającym się można przyrównać do mikroprzedsiębiorstwa: o księgowość, logistykę, sprzedaż, sprawy artystyczne i wydawnicze trzeba zadbać samemu, jest się swoim szefem, trzeba wszystko osobiście skoordynować. Jest to więc trudne i choć robi się to wszystko na swoich zasadach i w swoim tempie, to jednak ma się mało czasu, a bardzo dużo pracy.
Ania Sama
https://aniasama.pl/
Eliza A. Tkacz
http://elizatkacz.com
Milito
https://www.instagram.com/militohome/
https://www.facebook.com/milito1987
Iggy Not Pop
https://www.facebook.com/iggynotpop/