Głos społeczności: #dawanie. Czy to możliwe w branży muzycznej?

Miniaturka posta Głos społeczności: #dawanie. Czy to możliwe w branży muzycznej?

Grudzień to czas nie tylko podsumowań, ale i dawania, obdarowywania się wzajemnie, dzielenia się dobrem, czas bycia z ludźmi i dla nich. O tych aspektach w życiu i na scenie Ada Kućmierz rozmawia z Alicją Grabowską, aktorką i wokalistką oraz Damianem Bartosiewiczem, wokalistą, gitarzystą, autorem tekstów i producentem. Z głosami Społeczności Tak Brzmi Miasto.

Czy artysta tworzy muzykę dla siebie, z potrzeby wyartykułowania swoich emocji, czy dla słuchaczy, uwzględniając ich potrzeby?

Alicja Grabowska: Uważam, że żadna twórczość nie może istnieć w oderwaniu od odbiorcy. Powstaje z potrzeby dzielenia się swoim światem przeżyć i poszukuje korespondencji, dialogu, akceptacji lub polemiki. W tym aspekcie twórca łączy swoją potrzebę ekspresji i wypowiedzi z poszukiwaniem partnera w słuchaczu, widzu, obserwatorze, biorącym udział w tworzeniu. Jak jest u mnie? Czerpię ogromną przyjemność i satysfakcję z chwili, kiedy moje działania trafiają na czuły grunt i budzą emocje. Nie da się jednak zaprzeczyć, że ten stan nie zawsze jest do osiągnięcia w stopniu, którego bym oczekiwała. Nie mogę powiedzieć, że tworzę wyłącznie dla spełnienia potrzeb odbiorcy, a moje działania czasami są kontrowersyjne i nie akceptowane. Tym cenniejsze jest dla mnie, gdy spotykam kogoś kto chce podjąć wspólnotę przeżyć, jest to rodzaj performatywnego udziału w eksperymencie intelektualnym.

Damian Bartosiewicz: Myślę, że tworzymy po części dla siebie, po części dla odbiorców. Jeśli artyści mają w sobie głęboko emocję, która się w nich kształtuje i którą zaczynają nazywać, to chcą się tym podzielić. Kiedy na mnie jakiś utwór oddziałuje to czuję wdzięczność, że dany artysta sięgnął do głębi swojej duszy, bym ja mógł uczestniczyć w tym pięknie.

 

Co poprzez tworzenie muzyki można dawać innym?

D.B: Przede wszystkim głębię i piękno. Ten aspekt poszukiwania piękna w życiu jest niezwykle ważny dla człowieka, dla godności ludzkiej. Jako ludzie jesteśmy zdolni do czegoś więcej niż tylko do zaspokajania podstawowych potrzeb. Poszukiwanie piękna wznosi nas na wyższy duchowy poziom, uszlachetnia, dzięki temu możemy być bardziej obecni dla drugiego człowieka i przez to osiągać szczęście. Uważam, że jest to dużo cenniejsze niż odbieranie, bo dawanie pozostawia nas szlachetniejszymi.

A.G: W zasadzie muzyka jest dla mnie najbardziej organiczną formą dawania i dzielenia się swoim światem emocji. Muzyka jest pierwotnym działaniem człowieka związanym z obrazowaniem relacji ze światem. Poprzez jej tworzenie można wszystko: wzruszać, dzielić się, opowiadać bajki, dawać nadzieję, opisywać, walczyć, można też ranić… i leczyć. Ostatnio po koncercie przyszła do mnie pani z podziękowaniem za wykonanie piosenki. Powiedziała, że jej córka odchodzi, zostawiając smutek, a ona nic nie może zrobić. Nie umie już płakać, bo musi być silna, a na tej jednej piosence popłakała się – chciała podziękować za tę ulgę. I to jest dla mnie ważne…

 

Jak wiele można dawać (na scenie i poza nią), aby zostało jeszcze coś z Ciebie dla Ciebie?

A.G: Na scenie zawsze daję maksimum, na które mnie stać w danej chwili. Czasami, choć to nie możliwe, chciałabym dać jeszcze więcej. W muzyce nigdy nie jesteśmy sami na scenie, szczególnie przy większych składach, jak np. orkiestra symfoniczna, jesteśmy zdani na praktykę i technikę wykonawczą. Dlatego bardzo lubię niewielkie składy, bycie na scenie z przyjaciółmi. Wtedy można blisko podejść z emocjami, nawiązać intymny kontakt z widzem, jak mawiał mój profesor. A poza sceną… Ciągle uczę się dzielenia prywatnością, związaną z tworzeniem w świecie medialnym. I nie ukrywam: nie jest to łatwe (śmiech). Rzadko dzielę się swoim życiem rodzinnym, które jest zarezerwowane dla moich bliskich. Nie lubię publikować też zdjęć z wakacji czy podróży. Chociaż to akurat może bym zmieniła teraz (śmiech), niestety mamy już trochę inny świat niż jeszcze nie tak dawno…

D.B: Teraz jestem na misjach w Afryce, jestem tutaj, aby dawać swój czas, zaangażowanie i uwagę innym. Moje życie niesamowicie się zmieniło, coraz lepiej poznaję siebie. Czuję, że żyjąc życiem skupionym na innych jestem pełniej sobą. Ta perspektywa ofiarowywania siebie zmienia wszystko – wtedy będąc dla innych jesteś dla siebie. Wówczas mój czas wolny jest czasem pełnym dawania. Oczywiście jest to wyczerpujące fizycznie, pod koniec dnia jestem padnięty. Ale odkrywam tak wiele w sobie i tak mocno czuję, że dawanie nawet najprostszej obecności jest wartością budującą również mnie samego. Nie czuję, że siebie tracę. Jeśli chodzi o scenę to mam ustaloną pewną granicę, dotyczącą tego, co chcę przekazać widzom, a co chcę zostawić dla siebie. Zależy mi na tym, aby to, co chcę przekazać również prowadziło do czegoś słuchacza – dla mnie najważniejsze jest, żeby dawać widzom coś autentycznego i głębokiego.

 

Co Tobie dają widzowie na koncertach na żywo?

D.B: Energię, uwagę, zrozumienie, ale przede wszystkim świadomość, że przeżywamy coś razem. Niezwykłą wartością dla mnie jest to, że koncerty są okazją do spotkań przeróżnych ludzi, których mogę połączyć poprzez to, co tworzę i daję z siebie na scenie. Z tego połączenia wynikają czasem niesamowite rzeczy! Inspirujące jest to, że ci ludzie przyszli, bo czegoś poszukują, i czasem udaje im się to znaleźć podczas słuchania muzyki i wspólnego jej doświadczania. Chciałbym, żeby ludzie wychodzili z moich koncertów oczarowani i poruszeni, żeby wznieśli się ponad codzienność i weszli głębiej w siebie, w swoje odczuwanie. To jest taki poziom, do którego chciałbym doskoczyć, bo największym prezentem jest dla mnie doświadczanie i to, że moją muzyką kogoś poruszyłem.

A.G: Koncerty na żywo do wybuchu pandemii były moją codziennością, sposobem na życie i jego treścią. Pandemia zmusiła mnie do zmiany, przewartościowania. Na koncercie na żywo postrzegam widownię jak jednego człowieka, do którego przemawiam, śmieję się, prowadzę szalenie zajmującą rozmowę, z którym zaprzyjaźniam się i staram się odkryć jego tajemnice (śmiech). Często rozmawiam z widzami podczas koncertu, to magiczna chwila, kiedy jesteśmy razem. No chyba, że w pierwszym rzędzie siedzi jakiś sfrustrowany buntownik (śmiech), wtedy to jest jeszcze ciekawsze spotkanie!

 

Co można dostać od widzów (w mediach społecznościowych i serwisach muzycznych), z którymi nie masz kontaktu na żywo, kiedy w grę wchodzi jedynie komunikacja poprzez emotikony czy komentarze?

D.B: Dla mnie jest ważne, że ta osoba po drugiej stronie ekranu czy głośnika po prostu jest i poświęca mi swój czas. Mogłaby przecież wybrać inną aktywność, a jest ze mną, słuchając mnie. Każdy przejaw zainteresowania czy obecności jest bardzo miły: uśmiech, przytaknięcie, pokiwanie głową, wzruszenie – nawet wyrażone poprzez emotikony czy komentarze. Dawanie wyrazu temu, że się jest poruszonym czy zainteresowanym jest trudniejsze w przestrzeni internetowej, więc tym bardziej to doceniam. Na żywo oczywiście przeżywam dużo głębiej, kiedy widzę, jak ktoś czuje radość, beztroskę czy wzruszenie wynikające z piosenki, którą zagrałem – to jest magiczne i niezastąpione. Dostaję wtedy masę energii, która mnie nakręca i tak egzystujemy wzajemnie w relacji słuchacz-widz. Ale cieszy mnie każdy komentarz w internecie, bo daje bezcenną świadomość, że gdzieś jest ktoś, kto chce choć przez chwilę pobyć ze mną we wspólnym przeżywaniu.

A.G: Jeszcze niedawno uważałam, że social media nie są mi potrzebne, ale to tam przeniosło się życie w pandemii. Ciągle uczę się pływać w tej wodzie, znam wielu wykonawców, którzy nie mają np. FB. Ostatnio sporo myślę o tym, że jest to miejsce na spotkanie z widzem, ale też potężne narzędzie manipulacji. Mam nieodparte uczucie, że właśnie nastąpiło zderzenie dwóch światów i niekoniecznie cało z tego zderzenia wychodzą rzeczy wartościowe. Widownia w internecie jest duża i mocno spolaryzowana. Lajki, polubienia, subskrypcje nie zawsze przekładają się na faktyczne zainteresowanie widza, trudno o intymność i zbudowanie relacji z osobą po drugiej stronie. Może czeka nas życie w świecie Łowcy Androidów…

 

To top