Rozmowa z Natalią Kwiatkowską i Robertem Kapkowskim z zespołu Cheap Tobacco.
Ada Kućmierz: Jaka jest tajemnica inwestowania w karierę muzyczną i rozwój zespołu, żeby zbierać dobre i obfite plony?
Robert Kapkowski: Każdy musi siać inaczej, nie ma jednej drogi. Trzeba wiedzieć, co się chce robić, jak bardzo jest to ważne i ile można dla tego poświęcić.o i cały czas działać! Oczywiście ponosi się często więcej porażek niż sukcesów. Ale im więcej zasiejemy, tym więcej będzie można zebrać tych dobrych rezultatów. My dużo działaliśmy i w Polsce, i za granicą, ale na efekty trzeba było czekać długo. Zazwyczaj sukcesy przychodziły w najmniej oczekiwanym momencie.
Natalia Kwiatkowska: To jest też kwestia odpuszczenia. Wiele rzeczy przyszło do nas właśnie w momencie, kiedy po usilnej pracy nie było widać efektów, więc w końcu odpuszczaliśmy, szliśmy na spacer i…dzwonił telefon. Moim zdaniem ważne jest, żeby nie zwracać uwagi na ograniczenia, robić swoje i próbować. Na początku wiele kroków robiliśmy po omacku, ale okazało się, że kiedy się nie boimy, odważnie podchodzimy do ludzi, wysyłamy maile, dzwonimy i zagadujemy w myśl zasady „nie mam nic do stracenia”, to dzieją się wspaniałe rzeczy!
RK: Trzeba się też nauczyć tego, że nie wszędzie gdzie zapukamy, będziemy mile przyjęci. Natomiast warto, zanim się zapuka do danych drzwi, wiedzieć czego się chce i dlaczego chce się poznać akurat tę osobę. Nie można też podążać za modą, bo zanim efekt naszej pracy wypłynie na powierzchnię, moda może przeminąć.
Czy od początku wiedzieliście, że warto inwestować właśnie w ten zespół i poświęcić się muzyce?
RK: Nie wiem, czy słowo „poświęcić” jest tu właściwe, bo jeśli coś sprawia ci przyjemność i wiesz, że chcesz to robić na sto procent, tak jak było u nas, to wówczas to nie poświęcenie, tylko przyjemność i satysfakcjonująca praca. Od samego początku zastanawialiśmy się jak to zrobić, żeby móc przeznaczać na zespół cały swój czas. Osiem godzin pracy w innym zawodzie odpadało. Pytanie brzmiało: jak to zrobić, aby już na etapie pisania i komponowania piosenek móc się temu w całości oddać i na ile da się „zacisnąć pasa”, aby to, co robimy na co dzień pozwoliło nam na skupieniu się na muzyce. Wiedzieliśmy na pewno, że bardzo chcemy to robić i łatwo się nie poddamy.
Jak radziliście sobie finansowo?
RK: W tym pomogło nam wiele konkursów czy przeglądów. Nagrodą często było np. zagranie na festiwalu w kolejnym roku lub nagranie epki, na którą nie było nas stać. Wtedy już wiedzieliśmy, że musimy się spiąć i grać dużo w klubach dla publiczności, aby być na te większe występy gotowym. To jest niesamowicie ważne, żeby nawet w okresie, kiedy nic się nie dzieje, przygotować się na przyszły sukces, umieć współpracować ze sobą na scenie i w studio, wiedzieć, czego się oczekuje od kolegów z zespołu, realizatorów dźwięku i obsługi sceny.
Czyli warto przygotować sobie zawczasu grunt i dbać o już zasianeziarna, zanim wyrosną. Czy jest tam miejsce na spontaniczność i intuicję?
NK: Ja wiele rzeczy robiłam zupełnie spontanicznie. Pojawiały się sytuacje, że nagle można gdzieś pojechać, kogoś poznać – to było bardzo lekkie i zawsze przynosiło coś dobrego. Próbowałam także robić wszystko „jak trzeba”: chodzić na konferencje, zachęcać do słuchania naszej muzyki, umawiać się na spotkania. To oczywiście też przynosiło efekty – tak, jak to się stało z Kanadą.
RK: O, to jest ciekawa historia! Z góry wiedzieliśmy, że nie uda nam się załapać na umówione spotkanie z kilkoma znaczącymi osobami i przygotowaliśmy już zawczasu maile do tych osób, żeby powiedzieć im jak bardzo zależy nam na rozmowie i prosimy o chwilę czasu, mimo że nie jesteśmy wpisani w harmonogram.
NK: Chodziło o Davida Silbaugh z festiwalu Summerfest w Milwaukee. „Cisnęłam na upartego”, wysłałam maila, prosiłam o spotkanie. Finalnie udało mi się złapać go po godzinach w barze, rozmawialiśmy pół godziny na zupełnym luzie i naprawdę mieliśmy flow. Zaowocowało to zaproszeniem na festiwal i…gdyby nie „plagi egipskie” w zeszłym roku gralibyśmy na Summerfest! Ale były też momenty, kiedy tłukłam głową o ścianę i to nic nie dawało, poza stłuczoną głową, oczywiście. Wtedy trzeba, jak mówiłam, odpuścić.
Na jakie zbiory nastawialiście się przed pandemią, a jakie plony wydał kryzys?
RK: Zebraliśmy naprawdę dużo! Nie ma co żałować i pławić się w porażkach. Miało być oczywiście wiele festiwali w Polsce. Mieliśmy jechać do Stanów.. Miały być też: Rosja z Moscow Music Week, Gruzja, Szwecja… W lutym już wiedzieliśmy, że jest dobrze, że zbiory będą ogromne, mieliśmy wrażenie, że całe zespołowe życie sialiśmy właśnie na ten sezon. Mieliśmy zaplanowany praktycznie cały rok!
NK: Każdy z nas coś dostał od tego czasu. Każdy z zespołu określił się ponownie, że chce nadal być jego częścią, że jesteśmy w tym wszyscy razem. Pisaliśmy piosenki, pracowaliśmy wolno, ale daliśmy sobie czas na tę pracę, kombinowanie, sprawdzanie. Teksty na pewno też są bardziej dojrzałe – coś się zmieniło.
RK: Planowaliśmy wydanie nowego albumu. Wcześniej nie wyobrażaliśmy sobie wyłamania się z narzuconych sobie deadline’ów, ale okazało się, że życie chce nas nauczyć cierpliwości i elastyczności. Wykorzystaliśmy więc ten czas na naukę produkcji muzycznej, w której każdy z nas się podszkolił i na pewno to zaowocuje w przyszłości. Już nasze wejście do studio było zupełnie inne niż zwykle. Przynieśliśmy cały materiał przygotowany i zmiksowany, doskonale wiedząc, czego oczekujemy.
NK: Ja nauczyłam się też, jak ważne są dla mnie relacje, czas spędzony z bliskimi i higiena pracy. Dawniej, kiedy był gorący okres, potrafiłam wstawać rano, jeszcze w łóżku, w piżamie, łapać laptopa i wysyłać maile, a po przerwie na kawę pracować znowu do późnego wieczora i tak spędzałam kilka dni z rzędu. Teraz obiecuję sobie, że kiedy wszystko wróci do normalnego tempa, będę umiała zachować równowagę i znaleźć własny, zdrowy rytm pracy i życia prywatnego.
RK: Dobrze się nauczyć, że jeśli nie zrobiło się czegoś do 16-tej, to należy to przełożyć na następny dzień. Też miałem taki rok, kiedy grałem w dwóch zespołach, zagrałem 160 koncertów, nagrałem dwie płyty i właściwie wychodziłem z busa czy wstawałem od laptopa wyłącznie po to, żeby wejść na scenę, a po zejściu z niej ten schemat się powtarzał. Zaowocowało to tym, że musiałem zrobić gwałtowną przerwę i zrobić uprawnienia instruktora snowboardu.
NK: Bo ty się musisz nauczyć odpoczywać tak naprawdę, to jeszcze przed tobą! (śmiech)
Czy lepiej wyspecjalizować się w wąskiej działce czy rozszerzać działania na inne pola?
NK: Ja nie umiałabym robić tylko jednej rzeczy. Oprócz Cheap Tobacco mam także solowy projekt i trio kobiece (Ornery Broad) oraz duet z Robertem. Niestety na te projekty zostaje bardzo mało czasu: w trasę z dziewczynami czy z samą sobą jadę wtedy, kiedy akurat jest wolna przestrzeń od zespołowych działań. Dla mnie bycie wyłącznie w jednym nurcie skutkuje poczuciem, że stoję w miejscu. Dzięki działaniu na kilku polach mam poczucie rozwoju i zmian. To chyba też jest zdrowe.
RK: W Cheap Tobacco nie trzymamy się jednego gatunku, robimy swoje, a każdy może to nazwać, jak chce. Sami nie wiemy czy kolejna płyta będzie elektroniczna, rockowa, jazzowa, czy jeszcze inna.
NK: My chcemy być po prostu Cheap Tobacco. Sobą. Chcemy, żeby każdy, słuchając nas, wiedział, jak brzmimy. Ale nie planujemy zamykać się w żadnych ramach. Poznaliśmy się na jam session bluesowym i w tym środowisku wyrośliśmy. Jeździliśmy na przeglądy bluesowe, pojawiły się nagrody… Zaczęliśmy być określani jako zespół bluesowy właściwie bez szczególnego starania z naszej strony.
RK: Z kolei ostatnio już daleko odeszliśmy od bluesa, więc zaskoczyła nas propozycja zagrania na pewnym festiwalu. Dostaliśmy umowę, warunki finansowe, wszystko było potwierdzone i…organizator zadzwonił po tygodniu mówiąc, że przesłuchał nasz materiał i jednak nie możemy zagrać, bo przecież nie gramy bluesa! W sumie ucieszyło nas to, że ktoś posłuchał naszych piosenek i zauważył zmianę (śmiech).
Nie korciło Was wtedy, żeby podesłać inne kawałki i przygotować setlistę w tym stylu?
RK: Zupełnie nie! Staramy się tak nie działać, żeby dostosowywać się do czyjeś wizji naszego zespołu. Zdarzyło nam się wprawdzie zagrać na festiwalu jazzowym i zahaczyć o przegląd metalowy, ale to były etapy w naszym rozwoju, które pomogły też w określeniu się i ukształtowaniu zasad działania.
W naszej rozmowie padało hasło „porażka”. Czego się uczycie z niepowodzeń?
RK: Żeby wyciągać wnioski, ale się nimi nie przejmować! Mieliśmy taką sytuację na początku współpracy: zagraliśmy już kilka festiwali czy przeglądów i chcieliśmy zabookować koncert w jednym z domów kultury. Pan, który odebrał telefon, ocenił nasze doświadczenie: „widzę, że graliście tu i tam, ale jak na Rawie nie zagraliście, to nigdzie nie graliście!”. Natalię bardzo to dotknęło, bo długo pracowała nad trasą, dopiero ucząc się bookowania (skutecznie, bo zaplanowała 17 koncertów na miesiąc bez powrotu do domu!). Co zabawne, pół roku później zagraliśmy na Rawie.
NK: Tak było! Żeby zrobić tę miesięczną trasę siedziałam przed komputerem trzy miesiące, nie wychodząc z domu i odmawiając spotkań wszystkim znajomym! Przejechaliśmy 11 tysięcy kilometrów w Citroenie Berlingo i zarobiliśmy zawrotną kwotę półtora tysiąca złotych na osobę (odejmując koszty życia). Później przez dwa tygodnie się do siebie nie odzywaliśmy (śmiech). W każdym razie ta trasa bardzo dużo mnie kosztowała, więc rozmowa z panem, który zrównał nasze doświadczenie z ziemią, okropnie mną wstrząsnęła, długo płakałam i nie mogłam się z tym pogodzić. Powiedziałam sobie wtedy, że kiedyś to on do mnie zadzwoni i będzie prosił o zagranie koncertu (śmiech)!
Zadzwonił?
RK: Tak! Ale musieliśmy odwołać ten koncert. Nie ze złośliwości, coś nam akurat wtedy wypadło, ale… był to rodzaj mściwej satysfakcji.
NK: Ta porażka sprawiła, że już po prostu niczym się nie przejmuję!
RK: No właśnie, wracając do porażek, to wszystko też jest kwestią spojrzenia: jeśli wykonasz siedem telefonów i dostaniesz sześć odmów, to będziesz zdruzgotany. Ale jeśli wykonasz 400 telefonów i 320 spotka się z odmową, ale za to zagrasz osiemdziesiąt koncertów, to pytanie: to jest sukces czy porażka?
A czego uczą was sukcesy?
RK: Sukcesy nigdy nie przychodzą same i bez wcześniejszych potknięć. W ciągu jednego roku dostaliśmy nominację do Fryderyków w kategorii za płytę Szum, nominację w Antyradiu w kategorii Płyta roku i Wokalistka roku, zagraliśmy na festiwalu Sziget na Węgrzech i w Trójce (zwanej „dawną Trójką”). Chwilę wcześniej zagraliśmy na Sofar i zyskaliśmy tytuł „nadziei roku” magazynu Teraz Rock. To wszystko wydarzyło się tuż po tym, jak straciliśmy kompletnie wiarę w jakikolwiek sukces po rocznej, wytężonej pracy i rozstaniu z menedżerką, która rzekomo załatwiła 30 koncertów, a żaden z nich się nie odbył i przez to musieliśmy opóźnić premierę płyty. Tej samej płyty, która dostała nominację do Fryderyków…
Jakie macie tegoroczne plany na… plony? Jakich zbiorów oczekujecie po letnich festiwalach i koncertach?
Właśnie wydaliśmy nasz najnowszy singiel Zobaczmy siebie, który jest zapowiedzią nowej płyty. Zagramy trochę koncertów w sezonie letnim w Polsce i za granicą. Ważnym punktem tej muzycznej letniej mapy jest koncert na Dużej scenie festiwalu Pol'and'Rock. Cieszymy się, że w końcu możemy pokazać światu nasze nowe piosenki, które tworzymy już od dłuższego czasu i dojrzewały w nas przez ten czas zawieszenia. To jest dla nas niezwykle ważny materiał. W planach jest także nagranie dwóch piosenek anglojęzycznych na Węgrzech na zaproszenie zespołu Woodstock Barbie.
Najnowszy singiel “Zobaczmy siebie” na Youtube
CHEAP TOBACCO to mocne współczesne brzmienie rockowe pokolenia 30-latków
połączone z charyzmatycznym głosem Natalii Kwiatkowskiej, która czterokrotnie została wybrana najlepszą bluesową wokalistką w Polsce. Od 2010 roku, w którym powstał zespół, grany materiał jest w pełni autorski, tworzony z kompozycji Roberta Kapkowskiego, Michała Bigulaka, Bartka Kołodziejskiego i wokalistki, a zarazem autorki tekstów, Natalii Kwiatkowskiej.
Przez ostatnie 10 lat wiele się działo, z najnowszych sukcesów zespołu warto wymienić występ na dużej scenie festiwalu Pol’and’Rock 2021, występ na Venegy Festiwal na Węgrzech (czerwiec 2021) czy zaproszenie na największy festiwal w USA Summer Fest 2020, występ na Festiwalu Sziget na Węgrzech latem 2019 czy dwa koncerty podczas CANADIAN MUSIC WEEK 2019.